News

Warto brać udział w konkursach. Dają możliwość zdobycia kontaktów zawodowych

04 lutego 2019, Poniedziałek

Rozmowa z Piotrem Halickim, laureatem II nagrody podczas III Międzynarodowego Konkursu Wokalistyki Operowej im. Adama Didura w 2012 roku

Siedem lat temu, Piotr Halicki był młodym śpiewakiem, kończącym studia i mocno zdeterminowanym, aby odnaleźć swoje miejsce w świecie opery...

W tamtym okresie byłem na etapie budowania, kształtowania warunków wokalnych, zdobywania doświadczenia. Uczestniczyłem w Akademii Operowej (studio operowe przy Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie), gdzie miałem przyjemność pracować z takimi osobami jak m.in. Izabela Kłosińska, Adam Kruszewski i Dale Fundling, który był nauczycielem m.in. Piotra Beczały i Eliny Garanca’y. A występowałem przed Aleksandrą Kurzak i Andrzejem Dobberem, podczas koncertów odbywających się w salach redutowych TW ON właśnie w ramach Akademii Operowej i w wielu różnych, projektach niezależnych, warszawskiej operowej sceny offowej. Z tamtych czasów najbardziej zapadł mi w pamięci, Gwałt na Lukrecji Benjamin Brittena w starej Drukarni Naukowo-Technicznej PAP przy kultowej ul. Mińskiej 65 w Warszawie w postindustrialnej przestrzeni. Współtworzyłem ten projekt i śpiewałem w nim, a obejrzało go wiele gwiazd operowych. Swoimi odwiedzinami zaszczyciła nas m.in. Małgorzata Walewska. Warunki? Posadzka pokryta farbą drukarską, plus 13 stopni. To było wyzwanie zarówno wokalne, jak i aktorskie. Ale przeżycia niezapomniane. Pracowałem także przy Don Giovannim w TW ON, jako cover Mariusza Kwietnia.

Poza tymi projektami, lubił się Pan sprawdzać podczas konkursów. I nie było ich mało...

To prawda. Brałem udział w wielu konkursach, bo miałem świadomość, że dają one możliwość zdobycia kontaktów w świecie artystycznym. Taki miałem też cel. Startując w nich mówiłem sobie, że jadę nie tylko pokazać się, ale przede wszystkim dotrzeć do tego środowiska, dzięki któremu otworzą mi się możliwości rozwoju. I z takim samym nastawieniem jechałem na konkurs Didura, chociaż nie ukrywam, nagrody były również kuszące.

Pamięta Pan repertuar, który pomógł zdobyć II miejsce na wokalnym podium?

Jako młody baryton wybierałem głównie partie liryczne, belcantowy repertuar. Podczas tego konkursu śpiewałem arię szampańską Don Giovanniego, arię z Don Pasquale i chyba coś z Eugeniusza Oniegina. Po ogłoszeniu wyników, podszedł do mnie przewodniczący Wiesław Ochman i powiedział : wszystko było pięknie, tylko dlaczego aria szampańska na finał, to tylko dwie minuty dla pana!

Czyli jury oczekiwało dłuższego występu?

Sugestia była wyraźna, że jurorom się podobało, ale był pewien niedosyt, za krótka ta aria. Z innych wspomnień związanych z tym konkursem mam też takie:  przed występem podszedł do mnie jeden ze śpiewaków, porównując nasze doświadczenia, to zdecydowanie początkujący konkursowicz, a obecnie bardzo dobry śpiewak. Zaczął mi dawać rady, abym się nie stresował, był sobą itp. Trochę mnie to wtedy rozbawiło, bo byłem już po wielu konkursach o randze międzynarodowej, śpiewałem na koncertach we wszystkich filharmoniach (poza Narodową i w Białymstoku), dla tysięcy osób poza Polską… ale udałem pełną powagę i przyjąłem te rady.

A jakie wrażenia zrobił na Panu sam konkurs ?

To był mój pierwszy kontakt z Operą Śląską w Bytomiu, ze sceną i całym zapleczem. Wielu laureatów zwraca uwagę na wspaniałą atmosferę. Ja podczas konkursów trochę się wyłączam, ale podkreślę coś innego: świetna komunikacja i organizacja, pełen profesjonalizm, kompetentnie. Ponieważ miałem i mam porównanie z innymi tego typu konkursami, muszę powiedzieć, że ten właśnie swoją organizację przebija pod tym względem wiele innych, o równie wysokiej randze.

Czy udało się zrealizować cel, czyli nawiązać kontakty zawodowe?

Po tym konkursie właśnie, a zbiegło się to też z końcówką moich studiów, otrzymałem propozycję z Teatru Wielkiego w Łodzi. Dyrektor Waldemar Zawodziński zasugerował mi, abym wziął udział w przesłuchaniach. Było 200 osób z całej Polski, ale dostałem się. I kreowałem rolę Scarpi w Tosce, dyrygował wtedy maestro Tadeusz Kozłowski. Wtedy poznałem też Rubena Silvę, ówczesnego kierownika artystycznego w Operze Kameralnej w Warszawie. I też mi zaproponował udział w przesłuchaniu do Così fan tutte Mozarta. To było wyzwanie dla świeżo upieczonego absolwenta, występującego na scenie obok doświadczonych śpiewaków. Musiałem dużo pracować, żeby im dorównać. Ale jaka to była przyjemność i zaszczyt śpiewania z Moniką Cichocką, Katarzyną Hołysz. Z Wasylem Wowkunem, jednym z jurorów tegorocznej edycji pracowaliśmy przy Weselu Figara. Może będzie okazja zobaczyć się podczas tej edycji? Pięć lat spędziłem grając na deskach tej opery...

Teraz sam Pan pomaga młodym śpiewakom

W 2018 roku z różnych osobistych względów musiałem zrobić przerwę w śpiewaniu. Teraz do tego wracam, ale jednocześnie faktycznie chcę pomagać innym, młodym, utalentowanym śpiewakom. No i nawet podczas tej przerwy nie byłem w stanie żyć bez kontaktu z operą. Razem z Martą Szwajcer założyliśmy więc agencję artystyczną, związaną z muzyką operową, ale także filmową i jazzem. Powtórzę raz jeszcze: warto wziąć udział i spróbować swoich sił w Bytomiu, bo to jest taki konkurs, po którym uczestnicy naprawdę mają odzew w postaci różnych propozycji zawodowych. I to bardzo konkretnych.

 

Rozmawiała Magdalena Nowacka-Goik 

 

 

 

 


wróć do listy